Prezydent Francji Emmanuel Macron publicznie ogłosił NATO "martwym mózgiem" w 2019 roku i nikt nie mógł znaleźć dobrego powodu, by się z tym nie zgodzić.
W tym tygodniu doroczne spotkanie odbywa się w Wilnie, stolicy Litwy (11-12 lipca), obsada postaci nie zmieniła się aż tak bardzo, ale zmieniło się wszystko inne. Jest to sojusz przekształcony z wyraźnym wrogiem, konkretnymi celami i prawdziwym poczuciem celu - wszystko dzięki prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi i jego głupiej inwazji na Ukrainę.
Była ona głupia nie dlatego, że armia Putina była zbyt skorumpowana i niekompetentna, by podbić Ukrainę - ani on, ani jego generałowie nie zdawali sobie z tego sprawy - ale dlatego, że obudziła NATO. Gdyby zostawił je w spokoju na kolejne pięć lub dziesięć lat, prawdopodobnie w końcu po prostu by się rozpadło.
Teraz znów działa. Budżety obronne w całym NATO gwałtownie rosną, opracowywane są nowe plany strategiczne, a Rosja jest otwarcie wymieniana jako zagrożenie. Wilno, stolica NATO położona najbliżej Moskwy, zostało wybrane ze względu na swoją symboliczną wartość, a tysiąc żołnierzy z innych państw NATO ma zapewnić bezpieczeństwo podczas spotkania.
Niemcy rozmieściły 12 wyrzutni rakiet Patriot do przechwytywania rosyjskich pocisków balistycznych i manewrujących oraz samolotów bojowych. Francja wysyła samobieżne haubice i technologię antydronową, Finlandia i Dania wysłały wojskowe odrzutowce, a Hiszpania system obrony powietrznej NASAMS.
Nie wspominając już o Polsce i Niemczech, które wysyłają specjalne siły operacyjne wraz z towarzyszącymi im helikopterami na wypadek, gdyby Rosjanie próbowali infiltrować ich własne oddziały Spetsnaz w celu porwania lub zabicia przywódców NATO.
Nie? Nie sądzisz, że Rosjanie zdecydują się w tym tygodniu zbombardować Wilno lub wysłać zabójców? Podejrzewasz, że jest to pantomima mająca na celu wyłącznie zilustrowanie nowo odkrytej jedności i determinacji NATO. Trafne spostrzeżenie!
Niemal jedynym tematem tego szczytu jest pragnienie Ukrainy, by przystąpić do NATO - co w tej chwili nie nastąpi. Jak powiedział prezydent USA Joe Biden: "Nie sądzę, by w NATO panowała jednomyślność co do tego, czy wprowadzać Ukrainę do rodziny NATO teraz, w tej chwili, w środku wojny".
To zrozumiałe, ponieważ członkostwo w NATO obejmuje obowiązek obrony każdego innego członka, który jest atakowany. Ręka do góry, kto chce wojny z Rosją?
Ukraina otrzyma obietnicę członkostwa w końcu, po zakończeniu wojny, ale na razie będzie musiała zadowolić się dostawami broni, pomocą finansową i wymianą informacji wywiadowczych.
Sojusze wojskowe mają jednak swoją własną dynamikę, a starszy sojusz, który został przebudzony, aby poradzić sobie z paskudnym lokalnym kryzysem, może odzyskać centralne miejsce w światowej polityce. Byłoby to niefortunne.
To właśnie zimna wojna i "sowieckie zagrożenie" doprowadziły do powstania tego osobliwego transatlantyckiego sojuszu w 1949 roku, a pokojowy upadek Związku Radzieckiego 40 lat później pozbawił go celu. Sojusz działał jeszcze przez jakiś czas, jak to mają w zwyczaju duże organizacje biurokratyczne, nawet po utracie swojej podstawowej funkcji, ale proponowane przez niego nowe role nie były zbyt przekonujące.
Jego najbardziej wiarygodnym uzasadnieniem było zapewnienie bezpiecznej przystani, w której tuzin nowo niepodległych krajów, z których wszystkie wyłoniły się po wielu dziesięcioleciach, a nawet stuleciach rosyjskich i sowieckich rządów imperialnych, mogło znaleźć schronienie, podczas gdy oni orientowali się i budowali mniej lub bardziej demokratyczne państwa następcze.
Wielką obawą w NATO po upadku Związku Radzieckiego w 1991 roku było to, że nowo wyzwolone państwa Europy Wschodniej, wciąż przerażone rosyjskim imperializmem, zaczną zawierać między sobą sojusze przeciwko Rosji - i że przynajmniej jedno z nich, Polska, prawdopodobnie zacznie budować własne siły odstraszania nuklearnego.
Nie byłby to szczęśliwy wynik, ponieważ takie wschodnioeuropejskie sojusze byłyby wystarczająco silne, by sprowokować Rosję, ale nie na tyle silne, by ją odstraszyć. Przyjęcie byłych państw satelickich do NATO było postrzegane przez Zachód jako bezpieczniejsza opcja. Chociaż Moskwa ubolewała nad tą decyzją, nie robiła z tego powodu większego zamieszania.
"Ekspansja" NATO nigdy nie zagroziła bezpieczeństwu Rosji, ponieważ wojska na granicy są prawie strategicznie nieistotne w erze międzykontynentalnych pocisków z głowicami nuklearnymi. W każdym razie, amerykańskie wojska w Europie zmniejszyły się z 300 000 pod koniec zimnej wojny do jednej piątej tej liczby do 2008 roku i pozostały tam aż do zeszłorocznej inwazji na Ukrainę.
Schyłkowe lata Putina musiały być problematyczne bez względu na to, co NATO robiło lub czego nie robiło, ale i tak jest głęboko godne ubolewania, że sojusz musiał być reanimowany. Oby jak najszybciej stracił na znaczeniu.
Gwynne Dyer is an independent journalist whose articles are published in 45 countries.