"Prezydent Chin Xi Jinping zapewnił sobie trzecią kadencję i wyznaczył swoją radę wojenną na październik 2022 roku" - wyjaśnił Minihan. "Wybory prezydenckie na Tajwanie są w 2024 roku i zaoferują Xi powód. Wybory prezydenckie Stanów Zjednoczonych są w 2024 roku i zaoferują Xi rozproszoną Amerykę. Zespół Xi, powód i możliwość są wyrównane na 2025 rok".
Tylko dlaczego Chiny miałyby zaatakować w 2025 roku, jeśli wszystkie te rzeczy dzieją się w 2024 roku, pozostaje nieco niejasne - może Chińczycy są po prostu chronicznie powolni w działaniu - ale zawsze błędem jest zbytnie angażowanie się w tego rodzaju bzdury. Jednakże, zdecydowanie coraz trudniej jest tego uniknąć.
Na przykład w październiku ubiegłego roku admirał Michael M. Gilday, szef operacji morskich, powiedział, że Stany Zjednoczone powinny przygotować się do walki z Chinami w 2022 lub 2023 roku. (Zostało tylko jedenaście miesięcy!).
W poprzednim roku admirał Phil Davidson, wówczas szef amerykańskiego Dowództwa Indo-Pacyfiku, przewidywał, że Chiny dokonają inwazji na Tajwan do 2027 roku. Względny optymista, zatem - ale ten okres jest teraz znany w handlu jako "okno Davidsona".
Jeśli chodzi o analityków think-tanku piszących w czasopismach poświęconych polityce zagranicznej, to produkują oni artykuły o nadchodzącej wojnie z Chinami w tempie co najmniej dwóch tygodniowo. (Czytam je, więc nie musicie.) Niektórzy z nich dostarczają również mrożące krew w żyłach przepowiednie wojny do mass mediów, kiedy tylko jest to potrzebne - a "if it bleeds, it leads".
Sprzyja to fatalistycznemu przekonaniu, że wojna między Chinami a Ameryką jest nieunikniona nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale w mniejszym stopniu także w Chinach. Nie jest ona nieunikniona, choć z pewnością jest możliwa.
Wojna jest możliwa, ponieważ wielkie mocarstwa zawsze mierzą swoją potencjalną siłę militarną przeciwko sobie. Nie musi to być związane z żadnym konkretnym zagrożeniem czy interesem: na przykład amerykańscy wojskowi uzasadniają swoją koncentrację na Chinach po prostu tym, że są one "równorzędnym konkurentem" lub "wyzwaniem pacyfikacyjnym".
Jest to szczególnie możliwe między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, ponieważ istnieje sporna granica, klasyczny wyzwalacz wojny. Stany Zjednoczone popierają wybór Tajwanu dotyczący zachowania odrębności jako demokratyczną wolę zdecydowanej większości ludności. Chiny to ignorują i roszczą sobie prawo do Tajwanu na tej podstawie, że jest to historycznie chińskie terytorium.
Dokładnie w ten sposób Rosjanie przekonali się, że mają historyczne prawo do Ukrainy, chociaż ogromna większość Ukraińców konsekwentnie głosuje za utrzymaniem niepodległości. Co więcej, Rosjanie (a raczej Władimir Putin) postąpili zgodnie z tym przekonaniem i najechali Ukrainę. Dlaczego Chiny (a raczej Xi Jinping) nie miałyby zrobić tego samego z Tajwanem?
Jednym z powodów może być to, że Xi jest mniej zwodzony niż rosyjski przywódca. Innym jest to, że ma już zbyt wiele na głowie: ogromną, ale szybko malejącą populację; gospodarkę, która pogrążyła się w stagnacji i raczej się nie odbuduje; straszny przykład tego, jak inwazja na Ukrainę wyszła Rosjanom na dobre.
Ale można oczywiście argumentować, że Xi bardzo potrzebuje sposobu na odwrócenie uwagi społeczeństwa od jego rosnącego niezadowolenia. Szybki i stosunkowo bezkrwawy podbój Tajwanu, który "zjednoczy Ojczyznę", mógłby kupić mu lata kredytu politycznego u coraz bardziej skłóconego społeczeństwa. Jak można się przed tym ustrzec?
Nie za pomocą tradycyjnego odstraszania nuklearnego, które zajmuje się groźbami tak strasznymi, że aż niewiarygodnymi, aż do momentu ich rzeczywistego spełnienia - w którym to momencie obie strony stają w obliczu megatragedii. Mniej niebezpieczna i bardziej przekonująca byłaby taka polityka, jaką NATO prowadzi obecnie w sprawie Ukrainy.
Upewnić się, że Tajwan ma wystarczająco dużo broni i dobrze wyszkolonych wojsk, aby powstrzymać wstępny atak morski i powietrzny Chin przez co najmniej kilka tygodni. Fakt, że Tajwan jest wyspą chronioną przez znaczne przejście morskie, czyni to możliwym.
Wzmocnij amerykańską flotę i siły powietrzne na zachodnim Pacyfiku, aby były zdolne do działania w zasięgu Tajwanu, dzięki czemu będą mogły eskortować statki z zaopatrzeniem przez nieuniknioną chińską blokadę. Ale niech żaden amerykański lub sojuszniczy żołnierz nie postawi stopy na Tajwanie ani nie zaangażuje się w bezpośrednią walkę z Chińczykami.
Stopniowo poprawiajcie jakość broni, którą dajecie Tajwanowi, aby przyczółki Chin stawały się coraz mniej bezpieczne. Czekajcie. Módlcie się, jeśli chcecie.
Nie wiemy, czy to w końcu zadziała na Ukrainie, a co dopiero na Tajwanie. Ale jeśli Tajwańczycy będą mogli odpowiednio szybko dozbroić i przekwalifikować swoje siły, będą mieli przyzwoite szanse na powstrzymanie i ostateczne odparcie ataku - lub, jeszcze lepiej, odstraszenie go.
Nie ma lepszych opcji.
Gwynne Dyer is an independent journalist whose articles are published in 45 countries.