Posiadamy kilka obszarów leśnych tu i ówdzie, ale najwięcej pracy przysparza nam ten położony w pobliżu starej szkoły podstawowej i graniczący z drugiej strony z kilkoma domami. Ze względu na bliskość budynków, musimy być bardzo ostrożni, aby upewnić się, że ziemia jest odpowiednio oczyszczona. Pomijając kwestie bezpieczeństwa, czy widziałeś wysokość kar, jakie mogą zostać nałożone za zaniedbanie tego obowiązku?
Lubię ten mały las. Znajduje się w nim mieszanka różnych drzew, w tym dość dobry korek, wspaniały stary dąb i kilka nowszych sosen parasolowych. Mimo mojej determinacji, by pozbyć się ich wszystkich, jest tu jeszcze trochę eukaliptusów. Naprawdę nie znoszę tych potworów. Tak czy inaczej, byłem tam z wykaszarką, ścinając jeżyny i inne podszycie zgodnie z prawem i układając gruz w stosy do późniejszego zebrania za pomocą ciągnika. Dzień był pogodny, ale wietrzny, a praca postępowała całkiem sprawnie. Właśnie ułożyłem stertę w pobliżu drogi i usiadłem, by odetchnąć, wpatrując się w nic szczególnego, oczarowany śpiewem kosa w pobliżu i eterycznymi nawoływaniami dzięcioła iberyjskiego dochodzącymi z oddali. Bezczynnie obserwowałem, jak biała furgonetka przejechała wzdłuż drogi i na wpół obserwowałem, jak ktoś wyrzuca coś przez okno pasażera. Nie myślałem o tym, dopóki kopiec ściętego podszycia nagle nie stanął w płomieniach. Nagle zdałem sobie sprawę, że pasażer wyrzucił niedopałek papierosa.
W niecałą minutę ogień ryczał głośniej, niż człowiek jest w stanie krzyczeć, a pod wpływem silnego wiatru wymknął się już spod kontroli. Płomienie sięgały koron drzew, a niektóre z mniejszych sosen zaczynały czernieć. Pomyślałem: dlaczego sosny? Dlaczego nie cholerne eukaliptusy? Stwierdzenie, że byłem zaniepokojony, byłoby niedopowiedzeniem. Pożoga pędziła w górę wzgórza szybciej, niż ktokolwiek mógł biec. Na szczęście znajdowałem się po zawietrznej stronie, ale nie miałem nic, czym mógłbym walczyć z płomieniami oprócz szpadla, więc po wezwaniu pomocy zacząłem bić płomienie tam, gdzie mogłem, nie dlatego, że myślałem, że mogę nad tym zapanować, ale dlatego, że było to lepsze niż nic nie robienie. Sąsiedzi wkrótce wyszli ze swoich domów w alarmującym tempie, a wąż został wyprodukowany i wezwano bombeiros. Remiza strażacka znajduje się niemal w zasięgu wzroku od naszego domu, ale oczywiście w zupełnie innej dzielnicy, więc zamiast przejechać zaledwie pięć kilometrów, lśniąca czerwona maszyna musiała przejechać ponad dwadzieścia.
W tym czasie całe poszycie między miejscem, w którym wybuchł pożar, a domami przy starej szkole skakało w kakafonicznych płomieniach. Kos, którego słodką melodią delektowałem się zaledwie kilka minut wcześniej, siedział teraz na dachu szkoły, skrzecząc z niepokojem i oburzeniem. Drogą przejechał radiowóz i zwolnił. Dwóch funkcjonariuszy GNR przyjrzało się scenie szalejącego piekła i dzielnej grupie sąsiadów żałośnie próbujących ugasić płomienie. Następnie wsiedli z powrotem do samochodu i odjechali. Oczywiście nadszedł czas na przerwę na kawę. Sąsiad podał mi dużą szklankę słodzonej wody, gdy stałem spocony, beznadziejnie trzymając wąż ogrodowy przed potężnymi płomieniami.
Ratowanie dnia
Ostatecznie to grządka kapusty uratowała sytuację. Jeden z sąsiadów zasadził dużą liczbę couves galegas między lasem a swoim domem, co zadziałało jako ochrona przed ogniem, pomimo pieczonych kapustnych. Ach! Wszystko to straciło caldo verde. Płomienie zgasły prawie tak szybko, jak się zaczęły, a ryk ustał, zastąpiony złowieszczym syczeniem.
Cafécom cheirinho się skończyło, policja wróciła i zrobiła to, co policja zawsze robi w takich okolicznościach: zażądała dowodów osobistych. Wyjaśniliśmy, co się stało i pokazałem im, gdzie przejechała furgonetka, ale nie mogłem udzielić żadnych przydatnych informacji. Jeden z nich ostrożnie podniósł jedną z prowizorycznych podpałek i bez przekonania poklepał tlący się żar. Jego towarzysz wyglądał na znudzonego i wpatrywał się pogardliwie w całą scenę, szczotkując popiół ze swoich błyszczących butów. Krzyknął do swojego towarzysza: "Chodź João. Już prawie pora obiadowa. João posłusznie oparł bijak o na wpół uschnięte drzewo i wrócił do samochodu, podnosząc wysoko buty, by ich nie pobrudzić.
"Kiedy przyjadą bombeiros?" zapytaliśmy, gdy wsiadali do samochodu. Roześmiali się. To był oczywiście dobry żart.
W końcu przyjechał jeden wóz strażacki i oczywiście przywieźli formularze do wypełnienia. Tlący się las został sprawdzony i uznany za bezpieczny, ale ostrzeżono nas, abyśmy sprawdzali go co kilka godzin przez kilka następnych dni. "To znów stanie w płomieniach, kiedy nie będziesz patrzył, zwykle w nocy" - powiedział szef straży pożarnej. Cóż, pomyślałem, to jeden ze sposobów na wywołanie bezsenności.
Fitch is a retired teacher trainer and academic writer who has lived in northern Portugal for over 30 years. Author of 'Rice & Chips', irreverent glimpses into Portugal, and other books.
